Przebudzenia w Biblii i w historii Kościoła pokazują, że nie ma szybkich rozwiązań. Cena często jest bardzo wysoka. Czy jesteśmy gotowi ją zapłacić?

 

„Szukałem wśród nich męża, który by potrafił wznieść mur i przed moim obliczem stanąć w wyłomie, wstawiając się za krajem, abym go nie zniszczył, lecz nie znalazłem.” Ezechiela 22:30

Pan Bóg dokonał chwalebnych czynów dzięki swoim wielkim duchowym przebudzeniom. Skutki tych przebudzeń można odczuć na każdym kontynencie. Na przykład przebudzenie w Korei Południowej, które nadal trwa, sprawiło, że obecnie około 25 procent populacji to chrześcijanie. Jedna z moich koleżanek pojechała niedawno do Seulu i kiedy czekała kilka minut na lotnisku, kilku młodych ludzi podeszło do niej, by rozmawiać o Jezusie. Modlitwa i ewangelizacja nadal odgrywają istotną rolę w życiu kościołów domowych, grup więziennych i kościołów Korei. Czyż nie byłoby cudownie, gdybyśmy mogli doświadczyć czegoś podobnego w Polsce?

Prawie codziennie czytamy świadectwa dotyczące przebudzenia mającego miejsce w przeszłości w Walii. Sam niedawno trzymałem w ręku wycinki z gazet przechowywane w archiwum Uniwersytetu w Aberystwyth, zawierające kazania Evana Robertsa, które jeszcze nie zostały opublikowane. Kiedy czytamy, studiujemy te świadectwa, jesteśmy poruszeni i pragniemy, by Pan Bóg zesłał to także na nasz kraj.

Czy naprawdę chcesz być świadkiem przebudzenia? Czy naprawdę? James Burns w swojej książce z 1909 r. – „Revivals, Their Laws and Leaders” (Przebudzenia, ich prawa i przywódcy) napisał tak: „Przebudzenie oznacza upokorzenie kościoła, głębsze poznanie i ujawnienie naszej bezwartościowości. Wyznanie grzechów naszych pastorów i członków kościoła. To nie jest takie proste i łatwe. Dostrzegamy tylko pełne kościoły i obfite ofiary. Jednakże przebudzenie zwykle przynosi ból, zanim przyniesie uzdrowienie. Potępia kaznodziejów, przywódców duchowych i wierzących za ich niewierność, samolubstwo, odstępstwo i brak modlitwy. Przebudzenie nie jest więc popularne i nie przyciąga wielu ludzi, zanim rozpocznie się na dobre. Wzywa nas do pokuty, zerwania z grzechem i kroczenia za Chrystusem na nowo. Będzie ono nas trochę kosztować”.

Kilka lat po przebudzeniu w Walii, pewien mężczyzna przyszedł do Evana Robertsa, by go odwiedzić i modlić się z nim. Człowiek ten zadał Evanowi Robertsowi pytanie dotyczące Walii i przyszłych przebudzeń. Pytanie brzmiało: „Czy Bóg nawiedzi nas przebudzeniem po raz kolejny?” Po dłuższym milczeniu Evan Roberts odpowiedział pytaniem: „Kto zapłaci cenę?”. Cenę czystości, świętości i zwycięskiej modlitwy.

Dr Billy Graham powiedział: „Kościół w Korei ustanowił wzór trwałego przebudzenia, na które kościół powszechny patrzy ze zdziwieniem i zachwytem. Kiedy odwiedziłem Koreę kilka lat temu, ze zdumieniem odkryłem chrześcijan wstających dwie godziny przed wschodem słońca, by zebrać się w kościele na modlitwę, czytanie Biblii i dzielenie się świadectwami. Sceny, które tam widziałem, były ze mną przez lata i miały wielki wpływ na moje osobiste życie duchowe. Pocieszające jest, że duch przebudzenia wciąż króluje w Korei, dzieło Boże wciąż rozwija się bez przeszkód”.

Rene Monod w swojej książce „The Korean Revival” (Przebudzenie w Korei) opowiada o swoich doświadczeniach jako misjonarza w Korei Południowej. Cytuję tu jego własne słowa:

„Po raz pierwszy postawiłem stopę na koreańskiej ziemi po wojnie w Korei. Po przyjeździe do Korei skontaktowałem się z Kościołem Prezbiteriańskim mieszczącym się przy Bramie Południowej. Poproszono mnie o wygłoszenie krótkiego słowa na spotkaniu modlitewnym następnego ranka. Zgodziłem się chętnie, ale jakże byłem zaskoczony, kiedy powiedziano mi, że spotkanie rozpoczyna się o piątej rano!

O piątej i to w taki ziąb! Przeszło mi przez myśl pytanie – ‘Czy ktoś w ogóle przyjdzie?’ Poszedłem do hotelu. Budzik zadzwonił o czwartej rano. Deszcz walił w szyby. Pomyślałem od razu – ‘Spotkanie będzie odwołane z powodu deszczu’. Podciągnąłem koc pod brodę i próbowałem zasnąć. Nie udało mi się. ‘Musisz przynajmniej dotrzymać słowa i przyjechać na miejsce, nawet gdyby nie było tam nikogo oprócz pastora’ – powiedziałem sobie. Więc w końcu, choć z oporami, ubrałem się i wyszedłem. Nie zachęciło mnie zbytnio to, że taksówkarz zażyczył sobie podwójnej stawki, choć zdaje się, że miał prawo uznać to za taryfę nocną. Z dala rozpoznałem budynek Kościoła Prezbiterialnego, surowy, bardzo prosty, z oknami bez szyb. Śnieg z deszczem wkradał się do środka przez gołe ramy okienne. I znowu powiedziałem do siebie – ‘Przyjechałeś tu na próżno. Nikt nie przychodzi na spotkania modlitewne o piątej rano w taką zimną i deszczową pogodę’.

Opierając się wichurze, wszedłem do kościoła. Co zobaczyłem? Oczy prawie wyszły mi z orbit! Sala była pełna ludzi. Nie było krzeseł – zgromadzeni klęczeli na słomianych matach lub kucali. Stałem osłupiały. Wyszedłem na podwyższenie, skołowany, i zwróciłem się do brata prowadzącego z pytaniem:

–      Cóż to znaczy? Chyba nie zebraliście całego zgromadzenia, by przywitać misjonarza!

–         To nasze normalne spotkanie modlitewne –  brzmiała odpowiedź.

–         Co? W środku tygodnia? – spytałem zdziwiony. – Nie w niedzielę, kiedy ludzie mają więcej czasu?

–         Spotykamy się codziennie – wyjaśnił. Poczułem jak tracę oddech.

–         Ilu ludzi jest tutaj obecnych?

–         Niecałe 3 tysiące – całe zgromadzenie.

Czułem, że kręci mi się w głowie. Nie zadawałem już pytań.

Jeden ze starszych podał tytuł pieśni i zaczął śpiewać. Nie było akompaniamentu organów, nie było śpiewników. W tym surowym budynku, wyglądającym raczej jak opuszczona fabryka niż kościół, nie było żadnych instrumentów.

Potem modlili się, całe 3 tysiące ludzi na raz. Gdyby powiedziano mi przedtem, że tak to wygląda, odrzuciłbym to jako fanatyczną gorliwość. Lecz czułem harmonię Ducha Świętego w tej modlitwie. Nie było nieporządku. Nie można tego porównać do hałaśliwych modlitw niektórych sekt. Ludzie modlili się ponad godzinę. Wtedy jeden ze starszych poprosił mnie, żebym powiedział słowo. ‘Krótko, proszę, nie dłużej niż godzinę. Ci ludzie muszą iść do pracy na siódmą’. Krótkie słowo trwające godzinę! Te słowa brzmiały w moich uszach. W którym kraju zachodnim kaznodzieja głosiłby przez godzinę na spotkaniu modlitewnym? Tak czy inaczej, moje kazanie uciekło mi prawie z głowy, kiedy ci ludzie się modlili. Co miałem powiedzieć obecnym tam braciom i siostrom? To oni wygłosili mi kazanie zanim w ogóle otworzyłem usta. W tej sytuacji duchowej wydawałem się sobie całkowicie nieważny, malutki i godny pożałowania.

To zgromadzenie nie potrzebowało żadnego misjonarza z Zachodu. Chyba że to misjonarze mieliby się nauczyć prawdziwego sensu modlitwy.

Następnego dnia w rozmowie z pewnym misjonarzem podzieliłem się swoimi przemyśleniami. ‘Co my tu robimy?’ – zapytałem – ‘Jesteśmy tu najwyraźniej zbędni!’ Zrozumiał mnie i zgodził się. ‘Jesteśmy tutaj, by zobaczyć, jakie naprawdę jest życie we wspólnocie, zgodne z duchem Nowego Testamentu’.

‘Módlcie się bez ustanku’ – napisał Apostoł do Tesaloniczan (1 Tes. 5:17). Nigdzie nie widziałem, żeby ten nakaz był wypełniany tak dokładnie, jak w Korei. Może podobnie jest dzisiaj podczas przebudzenia w Indonezji.

Jeszcze nie wyszedłem z szoku po pierwszym spotkaniu modlitewnym, kiedy czas był iść już na drugie. Wciągnęła mnie fala tłumnie modlących się ludzi. Po raz pierwszy zrozumiałem, co znaczą słowa z Dziejów Apostolskich 2:46: ‘Codziennie też jednomyślnie uczęszczali do świątyni…’ Codziennie! Do czego doprowadziliśmy w naszych zachodnich kościołach? Modlimy się o przebudzenie, lecz nic się nie dzieje. Czy nie zastanawia nas to?

Na trzecim porannym spotkaniu modlitewnym zapytałem braci:

–          Ile razy w tygodniu wasza grupa spotyka się na modlitwę?

–          Codziennie – odpowiedzieli.

Trzy różne grupy modlitewne spotykają się codziennie.

–          Od jak dawna macie to w zwyczaju? – spytałem.

–          Od pięciu lat – brzmiała odpowiedź.

Zacząłem obliczać: 365x5x3 daje 5474 godziny modlitwy, przy udziale 3 tys. ludzi. Czyż nie powinniśmy oczekiwać, że taka modlitwa dosięgnie tronu Bożego?

Jednakże nie pojąłem jeszcze wszystkiego. Dopiero w przeciągu kolejnych kilku tygodni powoli zacząłem poznawać wszystkie cudowne tajemnice tej wspólnoty mężczyzn i kobiet zjednoczonych w modlitwie.

W nocy odbywało się nabożeństwo modlitewne. Co wieczór około stu chrześcijan spotykało się na modlitwie. Grupy oczywiście się zmieniały, codziennie przychodzili inni ludzie, lecz każdego wieczoru od pięciu lat stu członków zgromadzenia trwało w modlitwie do świtu. Raz w tygodniu, z soboty na niedzielę przez całą noc modliło się tysiąc osób. Po raz pierwszy zrozumiałem słowa z Dziejów Apostolskich 12:5: ‘Zbór zaś modlił się nieustannie za niego do Boga’.”

Wierzę, że wielu przywódców duchowych chciałoby widzieć, jak członkowie ich kościołów przychodzą na nabożeństwa; widzieć członków kościoła, którzy są sługami jedni drugich we wszystkim i są zaangażowani w życie zgromadzenia i lokalnej społeczności. Oznacza to jednak, że musimy być gotowi zapłacić cenę. Historia różnych przebudzeń pokazuje, że ceną tą najczęściej jest wytrwała modlitwa i równocześnie odwrócenie się od grzechu. Wierzę, że jest to najważniejszy powód, dla którego nie doświadczamy dzisiaj przebudzenia. Cena do zapłacenia jest zbyt wysoka.

Znany pastor z Korei powiedział kiedyś, że wielu kaznodziei i pastorów z Zachodu przyjeżdża tu w poszukiwaniu rady. On pokazuje im wtedy, co się robi w ich zgromadzeniu. Zachodni pastorzy wracają podekscytowani, wprowadzają w życie to, co widzieli, lecz trwa to tylko kilka dni czy tygodni, a potem rozchodzi się po kościach.

Tajemnicą koreańskiego kościoła są modlitwa i post. Nie przez tydzień, lecz dotąd, aż Bóg zacznie działać. Myślimy, oczekujemy, czy może raczej mamy nadzieję, że Bóg zacznie działać po jednym spotkaniu modlitewnym. Pragniemy rezultatów, lecz chcemy je osiągnąć natychmiastowo. Przebudzenia w Biblii i w historii Kościoła pokazują, że nie ma szybkich rozwiązań. Cena często jest bardzo wysoka. Wolelibyśmy wypróbować różne przedsięwzięcia, metody, programy działania, bo nie chcemy po prostu ponieść kosztów. W tym wszystkim tracimy ogromne ilości czasu, pieniędzy i energii, lecz nie przynosi to trwałego owocu. Czy jesteśmy gotowi ponieść koszt przebudzenia?

Artykuł został zaczerpnięty z książki „Przebudzenie. Potężna przemiana Twojego życia”.

Dr Francois Carr, jest założycielem i dyrektorem misji Heart Cry. Jest mówcą na konferencjach przebudzeniowych w wielu krajach na świecie, m.in. w Polsce (konferencje organizowane przez Chrześcijańską Misję Pentekoste, www.pentekoste.pl), RPA, Izraelu, USA, Wielkiej Brytanii. Jest autorem książek i artykułów o modlitwie, świętości i przebudzeniu, m.in. wydanej w języku polskim „Przebudzenie. Potężna przemiana Twojego życia”. Razem ze swoją żoną Dorothe i córką Leone mieszka w Pretorii, RPA.