„Żniwa minęły, lato skończone, a ja jestem niezbawiony”. Nie pozwól by te słowa były prawdziwe w twoim życiu!
Autor – Dwight Lyman Moody (1837-1899), nawrócił się w wieku 18 lat. Był jednym z najbardziej wpływowych i efektywnych sług Bożych w historii. Szacuje się, że w ciągu swojego życia przebył około 1,5 miliona kilometrów i głosił do ponad stu milionów ludzi, prowadząc tysiące spośród nich – jeśli nie miliony – do osobistej relacji z Jezusem Chrystusem. Na jego spotkania przebudzeniowe przychodziły tysiące ludzi, w tym prezydenci Lincoln i Grant. Jednym z jego najwybitniejszych uczniów był R. A. Torrey.
Robak, który nigdy nie umiera…
Pewien człowiek przyszedł do mnie któregoś dnia i powiedział: „Lubię twoje kaznodziejstwo. Ty nie głosisz o piekle, więc przypuszczam, że nie wierzysz w jego istnienie”.
Nie chciałbym, aby na Sądzie Ostatecznym ktoś wstał i powiedział, że nie byłem wiernym kaznodzieją Słowa Bożego. To jest moim obowiązkiem, by głosić Boże Słowo tak, jak On mi je przekazał. Nie mam prawa wyrywać fragmentów tekstu z Biblii tu czy tam i mówić: „Nie wierzę w to”. Jeśli wyrzuciłbym jeden fragment, musiałbym wyrzucić pozostałe, gdyż w tej samej Biblii czytam o nagrodach oraz karach, o niebie oraz piekle.
Nikt nigdy nie przedstawił obrazu piekła lepiej, niż zrobił to Boży Syn. Nikt nie mógł tego uczynić, bo tylko On wiedział, jaka będzie przyszłość. On nie zataił tej doktryny o karze, ale wyraźnie jej nauczał. Głosił ją z czystą miłością, tak jak matka, która ostrzega swego syna o końcu jego grzesznego biegu.
Duch Boży mówi nam, że naszą pamięć zabierzemy ze sobą do innego świata. Jest wiele rzeczy, które wolelibyśmy zapomnieć. Słyszałem jak Pan Cogh kiedyś powiedział, że oddałby swoją prawą rękę, gdyby mógł zapomnieć, jak źle traktował swą matkę. Wierzę że „robak, który nigdy nie umiera”, to nasza pamięć (Ew. Marka 9,44.46.48). Mówimy teraz, że zapominamy i myślimy, że zapomnieliśmy, ale nadchodzi czas kiedy będziemy pamiętać i nie będziemy mogli zapomnieć. Nie będziemy potrzebować nikogo kto by nas miał potępić przed majestatem Boga; to nasze własne sumienie przyjdzie jako świadek przeciwko nam. Bóg nie potępi nas na sądzie; my potępimy samych siebie. Pamięć jest Bożym oficerem i kiedy zacznie On dotykać tych sekretnych źródeł i mówić: „Synu, córko, pamiętasz?”, wtedy wszystkie grzechy jakie kiedykolwiek popełniliśmy przejdą przed nami.
Dwukrotnie znalazłem się w szczękach śmierci. Jednego razu tonąłem i zostałem wyratowany w ostatnim momencie. W mgnieniu oka wszystkie słowa, jakie kiedykolwiek wypowiedziałem i wszystkie rzeczy, jakie uczyniłem przemknęły przez mój umysł. Nie rozumiem jak wszystkie rzeczy z życia człowieka mogą być umieszczone w jego wspomnieniu w jednej chwili, ale to wszystko przemknęło przez moje myśli w jednym momencie. Innym razem na jednej z ulic zostałem pobity i myślałem, że umieram. Ponownie miałem wrażenie, jakby pamięć przyprowadziła do mnie całe moje życie.
Wszystkie rzeczy, o których myślimy, że je zapomnieliśmy, będą się pojawiać jedna po drugiej. Jest to tylko kwestią czasu. Usłyszymy słowa: „Synu, córko, pamiętasz?” Dlatego dużo bardziej opłaca się pamiętać o naszych grzechach teraz i zostać od nich zbawionym, niż odkładać opamiętanie na później, aż być może będzie na to za późno.
Uczony mąż mawiał, że każda myśl – prędzej czy później – do nas powróci. Czy myślisz, że Kain nie pamięta twarzy swojego brata, którego zamordował tysiące lat temu? Czy myślisz, że Judasz zapomniał o pocałunku, którym zdradził swojego Mistrza i o słowach, które Jezus rzekł do niego: „Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego?” Czy myślisz, że ludzie, którzy zostali zmiecieni przez potop zapomnieli o Arce?
Przyjaciele, to wielkie szczęście być ostrzeżonym we właściwym czasie. Szatan powiedział Ewie, że z pewnością nie umrze; dzisiaj również jest wielu mężczyzn i kobiet myślących, że wszystkie dusze będą zbawione, pomimo wszelkich swoich grzechów.
Czy myślicie, że ludzi, którzy zginęli za dni Noego (zbyt nikczemnych i grzesznych dla tego świata) Bóg zabrał prosto do nieba, a pozostawił Noego, który był jedynym sprawiedliwym pośród nich, by zmagał się z potopem? Czy wydaje się wam możliwe, że gdy przyszedł sąd na Sodomę, to jej niegodziwi mieszkańcy zostali zabrani wprost do obecności Bożej, a jedyny sprawiedliwy został ocalony, by znosić cierpienia?
W tym strasznym miejscu nie będzie współczucia, ani miłującego Jezusa, który przychodzi z ofertą zbawienia. Nie będzie kochającej żony czy matki, modlącej się za ciebie. Wszyscy w tym zatraconym świecie oddaliby miliony, gdyby je mieli, aby ich matki mogły wymodlić im uwolnienie. Ale będzie już za późno. Oni, gdy był jeszcze na to czas, odrzucali zbawienie. Aż nadszedł moment, gdy Bóg przemówił: „Wrzucić ich do ciemności. Dzień łaski się skończył”.
Może dzisiaj śmieszy cię Biblia, ale jest wielu w tym zatraconym świecie, którzy oddaliby niezliczone skarby, aby móc mieć ją ze sobą! Możesz lekceważyć słowa kaznodziei, ale pamiętaj, że tam nie będzie żadnego sługi Ewangelii. Tutaj są oni Bożymi posłańcami do ciebie, miłującymi przyjaciółmi, którzy pragną zbawienia twej duszy. Możesz mieć kilku przyjaciół którzy modlą się dzisiaj o twoje zbawienie, ale pamiętaj, nie będziesz miał ani jednego w tamtym zatraconym świecie. Tam nie będzie nikogo, kto by przyszedł i położył swą dłoń na twym ramieniu, by płakać nad tobą i zaprosić cię do Chrystusa. Niektórzy robią sobie kpiny z nabożeństw, ale pamiętaj, nie będzie żadnych nabożeństw w piekle!
Pewien kaznodzieja przejeżdżał konno obok baru. Nagle młody mężczyzna, który z niego wychodził zażartował sobie i zawołał: „Hej święty, jak daleko jest stąd do piekła?” Kaznodzieja nic nie odpowiedział. Po chwili jednak odwrócił się, aby spojrzeć na prześmiewcę i zobaczył jak koń zrzucił go na ziemię tak nieszczęśliwie, że ów młodzieniec złamał sobie kark. Powiadam ci, mój przyjacielu, prędzej dałbym sobie uciąć prawą rękę, niż stroiłbym sobie żarty z wieczności.
Dzisiaj możesz być zbawiony. Staramy się pozyskać cię dla Chrystusa. Jednak gdybyś na własne życzenie wyszedł stąd niezbawiony i trafił do piekła, będziesz pamiętał nabożeństwa, które tu mieliśmy. Będziesz pamiętał jak wyglądali kaznodzieje oraz inni ludzie i jak często czuliśmy bardzo wyraźnie Bożą obecność pośród nas. W zatraconym świecie nie usłyszysz już tego pięknego hymnu: „Jezus z Nazaretu przechodzi obok”, ponieważ On już przeszedł przez tamto miejsce. Tam nie będzie Jezusa przechodzącego obok. Tam nie będzie słodkich pieśni Syjonu.
Dzisiaj jest dzień łaski i miłosierdzia. Bóg wzywa świat do siebie mówiąc: Nie mam upodobania w śmierci bezbożnego, a raczej, by się bezbożny odwrócił od swojej drogi, a żył. Zawróćcie, zawróćcie ze swoich złych dróg! Dlaczego macie umrzeć? (Ezechiela 33,11).
Jeśli lekceważysz to zbawienie, jak zamierzasz zostać ocalonym? Pozwól, aby twoje wspomnienia powróciły i pamiętaj, że Chrystus stoi tuż obok! On jest pośród tego zgromadzenia i oferuje zbawienie dla każdej duszy. On nie chce, aby ktokolwiek zginął, ale by każdy zwrócił się do Niego i żył.
Mój przyjacielu, czy myślisz że Chrystus będzie kiedyś pragnął zbawić cię bardziej niż dzisiaj? Czy kiedykolwiek będzie miał więcej mocy, by to uczynić niż teraz? Dlaczego nie miałbyś zdecydować się na przyjęcie zbawienia dopóki łaska jest oferowana?
Pamiętam, gdy kilka lat temu, Duch Boży poruszał się pośród zgromadzenia a ja zakończyłem nabożeństwo wezwaniem, aby każdy kto pragnie zostać chrześcijaninem powstał. Ku mojej wielkiej radości, powstał mężczyzna, który od dłuższego czasu pojawiał się w kościele. Podszedłem do niego, uścisnąłem jego dłoń i powiedziałem:
– Bardzo się cieszę, że powstałeś. Przychodzisz teraz do Pana w szczerości, prawda?
– Tak – odpowiedział – Tak myślę. Jest tylko jedna rzecz, która stoi mi na przeszkodzie.
– Co to jest? – zapytałem.
– Więc… – zaczął – brakuje mi moralnej odwagi. Muszę ci wyznać, że gdyby mój przyjaciel (tutaj podał nazwisko przyjaciela) był tutaj to bym nie wstał. Śmiałby się ze mnie, gdyby o tym wiedział. Nie mam odwagi, aby mu o tym opowiedzieć.
– Ale – odpowiedziałem – powinieneś przyjść z całkowitą odwagą i pewnością do Pana. Jeśli w ogóle chcesz przyjść.
Podczas gdy z nim rozmawiałem trząsł się cały, od stóp do głów i wierzę, że Duch Święty wykonywał w nim pracę. Mężczyzna ten powrócił następnego wieczoru i następnego, i następnego. Duch Boży pracował nad nim przez długie tygodnie. Wyglądało, jakby doszedł pod sam próg nieba i prawie wkroczył do błogosławionego świata. Nigdy nie mogłem znaleźć innego powodu jego wahania się, jak tylko tego, że obawiał się śmiechu swoich starych kompanów.
W końcu wyglądało na to, że Duch Boży opuścił go, gdyż minęło przekonanie, które miał o potrzebie opamiętania. Sześć miesięcy później otrzymałem wiadomość o jego chorobie i pragnieniu spotkania się ze mną. Pośpiesznie udałem się do niego. Był bardzo chory i myślałem, że umiera. Zapytał mnie czy jest jeszcze nadzieja.
– Tak – powiedziałem mu – Bóg posłał Chrystusa, aby cię zbawić – i pomodliłem się z nim.
Wbrew wszelkim oczekiwaniom od tego dnia jego stan zaczął się poprawiać. Pewnego dnia poszedłem, aby się z nim zobaczyć. To był pogodny, słoneczny dzień dlatego siedział on przed swoim domem. Odezwałem się do niego:
– Teraz już przyjdziesz do Boga, prawda? Wkrótce będziesz wystarczająco zdrowy, aby znów przychodzić na nabożeństwa.
– Panie Moody – odpowiedział – postanowiłem, że zostanę chrześcijaninem. Mój umysł jest na to całkowicie nastawiony. Jednak nie stanie się to teraz. Jadę do Michigan, aby kupić farmę. Zamieszkam tam i wtedy zostanę chrześcijaninem.
– Ale przecież nie wiesz jeszcze czy i kiedy całkowicie wydobrzejesz.
– Och – powiedział – będę całkowicie zdrowy za kilka dni. Otrzymałem nową szansę na życie.
Błagałem go i próbowałem wszystkiego, aby zmienił swoje zdanie. W końcu powiedział:
– Panie Moody, nie mogę być chrześcijaninem w Chicago. Kiedy wyjadę do Michigan, będę z dala od moich przyjaciół i znajomych, którzy mogliby śmiać się ze mnie. Wtedy będę gotowy, by przyjść do Chrystusa.
– Jeśli Boża łaska nie jest wystarczająca, by zbawić cię w Chicago, nie będzie wystarczająca również w Michigan – powiedziałem.
W końcu trochę poirytowany rzekł:
– Panie Moody, podejmę to ryzyko.
Wtedy go zostawiłem. Doskonale pamiętam to czwartkowe południe, zaledwie tydzień po naszej rozmowie, gdy jego żona posłała po mnie, abym przybył w wielkim pośpiechu. Uczyniłem to bez chwili zwłoki. Jego biedna żona wyszła mi na spotkanie. Zapytałem ją o powód tak pilnego wezwania.
– Mój mąż – odpowiedziała – ma nawrót choroby. Właśnie odbyła się u nas narada lekarzy i wszyscy oni stwierdzili, że on umiera.
– Czy on chce mnie widzieć? – zapytałem.
– Nie.
– Dlaczego więc posłała pani po mnie?
– Nie mogę znieść myśli o jego śmierci w tym okropnym stanie umysłu.
– Co mówi? – zapytałem.
– Mówi, że jego potępienie jest już przypieczętowane i że za kilka chwil znajdzie się w piekle.
Wszedłem do środka i jego oczy raz jeszcze zwróciły się w moją stronę. Zwróciłem się do niego po imieniu, ale nie odpowiedział. Stanąłem w nogach jego łóżka, spojrzałem w jego twarz i zapytałem:
– Nie porozmawiasz ze mną?
On utkwił swój straszliwie śmiertelny wzrok na mnie i powiedział:
– Panie Moody, nie ma potrzeby, aby pan ze mną rozmawiał. Jest już za późno. Może pan porozmawiać z moją żoną i dziećmi; niech się pan za nimi modli. Moje serce jest tak twarde jak to żelazo w tym piecu. Moje potępienie zostało przypieczętowane i za kilka chwil będę w piekle.
Próbowałem powiedzieć mu o miłości Jezusa i o Bożym miłosierdziu, ale on odpowiedział:
– Panie Moody, mówiłem już, że dla mnie nie ma nadziei.
Kiedy upadłem na kolana on rzekł:
– Nie ma potrzeby, aby pan się o mnie modlił. Moja żona wkrótce zostanie wdową, a dzieci zostaną bez ojca. To oni potrzebują pańskiej modlitwy, ja już nie.
Próbowałem się o niego modlić, ale miałem wrażenie, że moje modlitwy nie unosiły się wyżej niż moja głowa i jakby niebo nade mną było jak z mosiądzu. Następnego dnia jego żona powiedziała mi, że żył dopóki nie zaszło słońce. Od południa, aż do momentu w którym umarł, jedynym co można było od niego usłyszeć były słowa: „Żniwa minęły, lato skończone, a ja jestem niezbawiony”.
Uporczywie powtarzał te okropne słowa przez wiele godzin. W momencie gdy już umierał, żona zauważyła drżenie jego ust i próbę powiedzenia czegoś. Gdy schyliła się ku niemu, usłyszała jak szeptał: „Żniwa minęły, lato skończone, a ja jestem niezbawiony”.
Żył bez Chrystusa, umarł bez Chrystusa. A my przygotowaliśmy go i złożyliśmy go w grobie także bez Chrystusa.
Przyjacielu, nie zwlekaj! Dzisiaj przyjdź do Pana Jezusa Chrystusa!
Tłumaczenie: Kamil Hałambiec
Artykuł opublikowany w czasopiśmie PENTEKOSTE