Serce oddane Panu Jezusowi i serce wrażliwe na Ducha Świętego w nas i z nami to jedyne rozwiązanie, by zatrzymać falę bezbożności, gdyż wtedy Bóg osobiście zwróci się w nas i przez nas przeciw grzechom naszych czasów.
A ponieważ bezprawie się rozmnoży, przeto miłość wielu oziębnie (Mat.24,12)
Żyjemy obecnie w czasach moralnego i duchowego zepsucia, kiedy to równocześnie tysiące ludzi lgną do służby i duchowych zajęć. Odchodzenie od Boga nie zaczyna się od niewłaściwego zachowania. Zawsze jest to powolny proces i zaczyna się wtedy, gdy nasze serce ziębnie, staje się ociężałe i zmienia się. Dzieje się to tak powoli, że nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Odkrywamy dopiero, że miało to miejsce, gdy już oddaliliśmy się od Niego. W momencie gdy Bóg zwraca nam na siebie uwagę, jesteśmy już na tej drodze długi czas. Zwykle wynika to z dłuższych zaniedbań w kwestii duchowej dyscypliny i budowania miłosnej więzi z Bogiem, obojętności lub nawet buntowniczych decyzji i nieposłuszeństwa.
Może jesteśmy już na tej drodze dłuższy czas, lecz nie zwracamy na to uwagi, dopóki nie odejdziemy naprawdę daleko od Niego. Wszystko zaczyna się wtedy, gdy po prostu dopuszczamy do małych kroczków niewrażliwości i nieposłuszeństwa, które prowadzą do serca odchodzącego i zbaczającego. Nagle, gdy Duch Święty przekonuje nas, uświadamiamy sobie, że zboczyliśmy i jesteśmy daleko od Niego.
Randy Alcorn w swojej książce „The Purity Principle” (Zasada czystości) opisuje historię żonatego mężczyzny, który był zły na Boga po tym, jak dopuścił się cudzołóstwa z mężatką. Modlił się i prosił Boga, żeby zachował go od nieczystości seksualnej i grzechu. Mężczyzna ten i kobieta poczuli do siebie pociąg i mimo że modlili się i prosili Boga, by zachował ich, codziennie jedli razem lunch. Nie podjął on więc decyzji o cudzołóstwie z dnia na dzień, lecz pozwolił, by jego serce oddaliło się od tego, co uważał za słuszne. Cudzołóstwo było po prostu tego efektem.
Jezus ogląda telewizję razem z nami
Większość z nas nigdy nie obejrzałaby w telewizji czy w kinie nic, co zawiera nagość, sceny rozbierane, przemoc czy przekleństwa, gdyby Pan Jezus lub nawet jakiś wielki mąż Boży, którego znamy i szanujemy, siedział obok nas i oglądał to z nami. Bardzo byśmy się zawstydzili, poczuli się winni i zmienilibyśmy kanał. A mimo wszystko oglądamy to. Dlaczego?
Czyżbyśmy już nie czytali Biblii, nie rozumieli jej i nie słuchali? Czytamy, że Pan Jezus zesłał nam Ducha Świętego, aby jako Pocieszyciel był z nami (Jana 14:16-17). Przez swojego Ducha On jest w nas i ogląda z nami te wszystkie sceny i przekleństwa w telewizji. A my nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Duch Święty przekonuje nas o grzechu i sprawia, że źle się czujemy w sercu, gdyż On mąci nasz pokój. Mówi On nam o tym, lecz my jesteśmy niewrażliwi lub nie uświadamiamy sobie, że to Bóg do nas przemawia.
Czyżbyśmy stracili bojaźń Bożą, czy nie pamiętamy, że On może zmienić nasze życie w mgnieniu oka?
Czyżbyśmy napisali swoją własną definicję grzechu i nie dbamy o to, co robimy?
Czyżbyśmy odeszli już tak daleko, że nie widzimy, jak się zachowujemy i dopuszczamy w naszym życiu rzeczy, które są akceptowane przez świat, lecz ranią i zasmucają Jego?
Nieposłuszeństwo Bogu wynika z tego, że nasze serce zaczyna odchodzić od naszego Pana. Jednakże problemem nie jest posłuszeństwo czy jego brak. Jezus mówi, że jeśli Go kochamy, będziemy przestrzegać Jego przykazań. Problemem jest miłość. Nasze serce nie kocha Go tak, jak wyznają to nasze usta. Z premedytacją czy nawet nieumyślnie ignorujemy Go, myśląc – „to nie jest takie złe” lub „Bogu to nie przeszkadza”. Nieposłuszeństwo pojawia się, gdy wiemy, jak czynić dobrze, a nie robimy tego (Jak. 4:17).
Na drodze z Panem
Wszyscy jesteśmy na drodze z Bogiem. Podróż zaczyna się w chwili, gdy wchodzimy na pokład naszego duchowego samolotu. Aby to uczynić, musimy przyjąć Jezusa jako naszego Zbawiciela i zostać zbawionymi. Na początku naszej chrześcijańskiej podróży wszystko jest nowe i ekscytuje nas to, że znamy Chrystusa. Gorliwie pragniemy dzielić się z innymi tym, co Pan dla nas zrobił. Nigdy nie mamy dość nauki Słowa Bożego, modlitwy czy społeczności. Wszyscy zaczynamy naszą podróż z Bogiem z wielkim entuzjazmem, z postawą ekscytacji. Wszyscy poddaliśmy się warunkom, zasadom i regułom niebiańskiego samolotu i byliśmy im posłuszni. Czytaliśmy je, studiowaliśmy i stosowaliśmy, lecz z czasem pozwoliliśmy, by nasza uwaga odwróciła się od celu podróży i nasze serca wypełniły się zmartwieniami, problemami, obawami czy nawet grzechami.
Gdy nasze serca zaczynają odchodzić od Boga, znajdujemy zadowolenie w podążaniu za duchowymi rytuałami, tak by wydawać odpowiednie dźwięki, lecz bez Boga obecnego w naszym życiu. Możemy nawet czuć się tak wygodnie i dobrze z naszą religią, że nie zauważamy, że Boga nie ma obok nas. Czy można się modlić, chodzić na spotkania modlitewne i dawać na ofiarę, lecz nie doświadczać bliskiej relacji z Bogiem? Z pewnością tak! Prawdziwe chrześcijaństwo to intymna, pogłębiająca się relacja z osobą Jezusa Chrystusa, przez którą upodabniamy się coraz bardziej do Jego obrazu, tak że może On żyć w nas i przez nas.
Pomyśl o tym: gdyby wszyscy chrześcijanie w Polsce nakłonili swe serca do szukania i podążania za Bogiem (2 Kron. 11:16), oczyścili swe serca (1 Sam. 7:3-4), poddali Mu się (Joz. 24:23), strzegli się (Przyp. Sal. 4:23) i nie zatwardzali serca, gdy On do nich mówi (Hebr. 3:8)! Serce oddane Panu Jezusowi i serce wrażliwe na Ducha Świętego w nas i z nami to jedyne rozwiązanie, by zatrzymać falę bezbożności, gdyż wtedy Bóg osobiście zwróci się w nas i przez nas przeciw grzechom naszych czasów. Oddaj swe serce Jemu!
Dr Francois Carr